Nie mam łatwych
włosów. Są proste jak przysłowiowy drut i oporne na modelowanie. Nie chcą współpracować z lokówką. Na dodatek niedawno miały spotkanie trzeciego
stopnia z ogniem. Połowa włosów uległa spaleniu i to na oczach kilkunastu osób
na pewnym pokazie mody. Można by to wydarzenie skwitować jednym zdaniem – ale
siara! W dosłownym tego słowa znaczeniu.
Postanowiłam
zaprowadzić swoje zbuntowane i nadszarpnięte tym przykrym incydentem włosy do salonu Filipa Galasa. Bo jak już iść to do
Mistrza. Filip to fryzjer pełen pasji, wybitny w swym fachu. Wizjoner. Posiada własny, rozpoznawalny styl.
Fryzury, które wychodzą spod jego zdolnych rąk są pełne lekkości i naturalności
w stylu parisian chic (czyli tak jak Lena lubi najbardziej). To także
niezwykle sympatyczny, ciepły człowiek z osobowością, poczuciem humoru i
najpiękniejszymi rudymi włosami, jakie kiedykolwiek widziałam.
A efekt końcowy
widać na zdjęciach – naturalne fale i zero śladu po spalonych włosach.
Zapamiętajcie ten adres
Filip Galas Freehair Team
foto Grzegorz Makiła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz