Minimalizm w modzie powoli
zaczyna brzmieć jak oksymoron. Bo dziś moda krzyczy kolorami, printami,
miksowaniem wszystkiego ze wszystkim. Topowe blogerki lansują modę na garderobiany groch z kapustą , od
którego można dostać oczopląsu. Srebro, brokat, skarpetki, kabaretki, hafty,
cekiny, piórka i falbanki. Sieciówki też nie zostają dłużne w tym temacie. A
portale modowe codziennie zasypują nas nowym „must have”. Musisz to mieć, bądź trendy, tego nie może
zabraknąć w Twojej szafie – krzyczą nagłówki.
A mnie zawsze najbardziej
fascynował w modzie minimalizm, puryzm, asceza. Wbrew pozorom, minimalistyczny,
basicowy styl nie jest łatwy w noszeniu. Nie jest wcale łatwo oczarować za pomocą
oszczędnych środków. To nie lada sztuka stworzyć minimalistyczny look, który
nie bije po oczach, a uwodzi pomysłem. Ktoś
kiedyś powiedział, że minimalizm jest nudny i brakuje mu fantazji.
Bzdura. I w tym stylu jest miejsce na tworzenie ciekawych stylizacji, które
zapadają w pamięć. Caroline de Maigret czy Tilda Swinton są tego najlepszym
dowodem. Dla mnie minimalizm m to wyższa
szkoła modowej jazdy, który wymaga nie lada wyczucia estetycznego.
Kiedy ostatnio otworzyłam swoją
przepastną szafę, odkryłam, że większość ubrań jest kompletnie zbędna, totalnie
niekompatybilna z moją osobowością. Że większość ciuchów to efekt kompulsywnego
wręcz kupowania mającego być antidotum na chandrę, jesienną deprechę czy
wiosenne przesilenie. Oczywiście, proces pozbywania się zbędnego koloru, printu
czy innych ozdobników jest powolny. Do
minimalizmu wciąż dojrzewam. Uczę się go. Ale sprawia mi to dużo radości.
Minimalizm modowy doczekał się
dziś nawet swoistej filozofii zwanej slow fashion. Slow fashion stawia na mądre zakupy
polegające na zaopatrywaniu się w rzeczy droższe, ale świetnej jakości, które
posłużą na lata, a nie jeden sezon. W
slow fashion nie chodzi o epatowanie metkami i pokazywaniem logo od znanego
projektanta. Tutaj liczy się przede
wszystkim dyskrecja. Minimalizm to monochromatyczna
paleta barw, która dopuszcza od czasu do czasu mocniejszą barwę, ale dozwoloną
tylko w jednym akcencie. Styl minimalisytczny jest impregnowany
na trendy, wyznaje zasadę „mniej znaczy więcej” i stawia na ponadczasową
klasykę, która nigdy nie wychodzi z mody.
Coco Chanel mawiała: „przed
wyjściem z domu spójrz na siebie i zdejmij jedną rzecz.” To złota zasada, którą
wzięłam sobie do serca. I którą kierowałam się przy stworzeniu tego outfitu. I
marzy mi się gdzieś tm skrycie, by w polskiej blogosferze było mniej pogoni za
lookbookami znanych marek, a więcej autorskiej inwencji; mniej krzykliwych
kolorów i printów, a więcej ponadczasowej klasyki i umiaru. Tego mi brakuje –
brakuje mi tego mniej, które znaczy więcej.
foto Grzegorz Makiła
żakiet -Zara
jeansy - Noisy May
buty- Asos
plecak - Cos
Caroline de Maigret
Tilda Swinton
via Pinterest
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz